lou tylko prychnęła pod nosem. najwidoczniej nie widziała teraz w tym nic złego, że przespała się z antkiem w imieniny fifi, kiedy ta się nawaliła tak, że antek już jej nie chciał tknąć kijem xd wszystko zwala na alkohol, ale tylko sobie może teraz mówić tak, bo tak naprawdę wyszła na tym lepiej. - fifi ma moją torebkę - rozłożyła ręce tak samo jak cec, przypominając sobie, że kiedyś fifi coś pożyczyła. było to jak w podstawówce, ale lou czasem lubiła odwalić taką akcję :p - ja się na nic nie gniewam, nie sieje żadnej spiny. po prostu zadzwoniłaś, to przyszłam, chociaż umieram - kichnęła kilka razy pod rząd. mam nadzieję, że przypadkiem nie opluła fifi, bo wtedy byłoby to już za dużo. odsunęła się kilka kroków od dziewczyn i zapaliła papierosa, lekko krztusząc się od kaszlu. prawdopodobnie mała fifi teraz ma nadzieję, że lourdes w końcu umrze.